środa, 12 sierpnia 2015

epilog: sen o Warszawie

   Ten ogłuszający doping. Hałas, który zagłuszał wszystkie myśli. 112 minuta meczu. Dogrywka, nerwowa końcówka, której wszyscy chcieli uniknąć, ale nie udało się. Musieli walczyć. Było gorąco, sierpniowe upały dawały się we znaki. Zacisnęła mocniej dłonie w pięści i wykrzyczała kolejną zwrotkę przyśpiewki, choć z trudem łapała powietrze i powoli traciła głos. Aż stojący obok niej dobry znajomy z Żylety zapytał, czy dobrze się czuje. Cóż, to podlegało dyskusji, bo nie jadła od kilku godzin, ochrypła i ledwo trzymała się na nogach z nerwów. Ale już niedługo..
Jeden gol lub karne...
Rzut wolny. Tomasz Brzyski dośrodkował, piłka odbiła się od poprzeczki, Zanim jeszcze ucichł jęk zawodu, futbolówka spadła tuż obok Nemanji, który w panice oddał strzał. Bramkarz został zmylony. Piłka wpadła do siatki. Po całym stadionie poniósł się tryumfalny krzyk radości. Zatrzepotały szaliki i jeszcze raz zaśpiewali Niepokonane miasto z całych sił. 
Pięć minut. Tak bardzo długich pięć minut.
    Zawodnikom puszczały nerwy. Kapitan dostał żółtą kartkę. Rzut rożny. Zbyt czytelne uderzenie skończyło się wybiciem na uwolnienie. Cztery minuty. Chwila spokoju wynikała z ogromnego zmęczenia. Trzy... Kontra Legii powinna zakończyć się golem, lecz sprytny bramkarz wygarnął Kucharczykowi piłkę spod nóg. Obrońcy musieli od nowa się skupić. Dwie... Obrona Częstochowy. Wybicia na uwolnienie przestały robić im różnicę. Jedna... Jednak rzut rożny. Kolejny. Duszan ustawił jednego Legionistę przy słupku. Reszta usilnie pilnowała zawodników drużyny przeciwnej. Dośrodkowanie,  strzał głową wysokiego obrońcy. Kuciak złapał piłkę w ręce i przygarnął do siebie. Wstał dopiero, gdy piłkarze opuścili pole karne. Podał piłkę do Michała Pazdana, ten do Łukasza Brozia. Zanim boczny obrońca kopnął w stronę Tomasza Jodłowca, sędzia zagwizdał po raz ostatni. 
Koniec!
    Wszyscy gracze opadli na murawę, zupełnie bez siły. Przegrani płakali, ale nikt nie mógł odmówić im walki do końca. Odebrali gratulacje od Legionistów i podziękowali kibicom za doping. Podobnie postąpili piłkarze stołecznej drużyny. 
    Jagoda rozpłakała się. Psychicznie nie mogła już wytrzymać i całe zmęczenie i emocje musiały mieć swoje ujście. Wyszła ze stadionu niemal godzinę po meczu. Długo dziękowali im za taką grę i awans. Było ciężko. Ale to ich umacniało. 
Kiedy poczuła, jak czyjeś ręce obejmują ją w pasie, pisnęła, przestraszona. Dopiero Ondrejowe Cichutko, to tylko ja ją uspokoiło. Nie było zbyt wielu ludzi wokół, tylko najwytrwalsi wracali do domu. 
   Popatrzyła na niego z miłością. Wtuliła się i dopiero wtedy poczuła, jak bardzo jest słaba, niemal upadła na kolana. Ondrej gładził dłonią jej policzek.
- Było ciężko. Ale udało się im - powiedział, uśmiechając się - Nam też się uda Jagódka.
    Pokiwała głową z wielką wiarą.
Został. Zaśmiał się i skradł jej jeden czuły pocałunek. Tak bardzo ją kochał. Miał ją, klub, który pokochał, wielką szansę przed sobą i wizję świetlanej kariery. 
   Jego realny sen o Warszawie. Jego najpiękniejszy świat.
_____________________________________________________________
Tak więc dotarłyśmy do samego końca. 
Dziękuję Wam, że ze mną byłyście, choć nieraz na pewno można było zwątpić. Ja sobie przyrzekłam, że muszę skończyć to opowiadanie. I wróciłam, po półrocznej przerwie. 
Ta historia jest dla mnie w pewnym sensie wyjątkowa. Ma w sobie dużo moich emocji, uczuć, które mogłam właśnie tu umieścić. Mam do niej sentyment. Na początku miała być całkiem inna... Jednak, to chyba dobrze, że potoczyła się właśnie tak. Dzisiaj mija rok od opublikowania prologu. Dziękuję za każdy komentarz, każde wyświetlenie.
Mam prośbę. Kto to przeczyta, niech zostawi po sobie tu jakiś ślad. Chcę zobaczyć, ile Was tu było.
Nie wiem, czy będę dalej pisać, mam zamiar skończyć alpejską nadzieję.
Tak więc... do zobaczenia?
Trzymajcie się :)