Skuliła się. W sobie, we własnych wściekle bezradnych rozmyślaniach. Oparła głowę o lodowatą szybę i przykryła się cienkim kocem. Mimo, ze dochodziła dwunasta i powinna być raczej wyspana, to niemal usypiała na stojąco. Obudziła się gdzieś po piątej pomimo tego, że nie musiała dzisiaj nic pilnego robić. Miała mieć zwykły, leniwy dzień.
Popatrzyła na tacę ze śniadaniem i znów się skuliła. Kolejny raz spotkała się z kategorycznym odruchem obronnym przed jakimkolwiek jedzeniem. Westchnęła. To była droga donikąd. I tak to już nic nie da. Kurtyna opadła, rozbrzmiały tryumfalne złośliwe oklaski i szeptana Modlitwa Polaka. W zasadzie, to ona też mogłaby teraz to w pamięci wyrecytować. Ale to i tak nic by nie zmieniło.
Czymże były apatyczne informacje o składaniu odwołań? Chyba resztką nadziei. Chyba tym, co im pozostało. Gdzieś z tyłu głowy wciąż tliła się iskierka wiary w ten znikomy cień szansy, ale świadomi przygotowywali się na mecz w eliminacjach Ligi Europejskiej. Toż to kuriozum, istne szaleństwo. Wierutna bzdura, w którą nikt za specjalnie nie chciał uwierzyć. A jednak. Musieli.
Kolejny raz przyszło im zacisnąć zęby i być pośmiewiskiem Polski i Europy. Lecz dwa dni wcześniej świat przecierał oczy ze zdumienia, gdy Legia rozgromiła w dwumeczu legendarny Celtic.
W kilka godzin, stojąc przed piłkarskim rajem, zostali strąceni w niebyt i hańbę. Na własne życzenie. Wina była ewidentna, ale kara co najmniej niewspółmierna do niej. A co było pomiędzy nimi, pomiędzy karą a winą? Pieniądze?
Jagoda zaśmiała się histerycznie. Sama nie wiedziała, czy śmieje się z głupoty własnej, działaczy Legii czy UEFY. A później śmiech zamienił się w cichy, żałosny płacz. Tego żalu i rozgoryczenia nie mogła w sobie dłużej trzymać.
Gdzie się podziały ich ideały? Co się stało z wielkim hasłem fair-play? - chciała pytać, ale chyba nikt nie umiałby jej odpowiedzieć.
Niebo nad Warszawą kolejny raz zapłakało tego dnia deszczem. Zeskoczyła z parapetu. Sięgnęła po kubek z herbatą. Upiła łyk i wzdrygnęła się. Była zimna i gorzka, jak łzy, które wypłakiwała nad swoją ukochaną Legią.
***
Nie zważała nawet na to, że brudna woda z kałuż wlewa jej się do butów, kiedy bezmyślnie przez nie przechodziła. Przemierzała kolejne metry krokiem powolnym, jakby szła na skazanie. Westchnęła. kopnęła jakiś mały kamyczek leżący na chodniku. Pociągnęła nosem i podniosła wzrok. Zdziwiła się szczerze - spodziewałaby się każdego innego ze swych znajomych, ale nie Jagody. Przystanęła tuż obok niej i popatrzyła na nią smutnym wzrokiem. Ona wcale nie praenetewała się radośniej. Schowała głębiej ręce w kieszeniach bluzy.
Nie odezwały się do siebie nawet słowem. Wszystkie były tak beznadziejnie banalne. Kolejne schodki prowadzące na trzecie piętro pokonywały w milczeniu. Ciszy, której Ariana nie mogła znieść, a którą Jagoda przyjmowała spokojnie, otulała się nią. Zamykała się we własnych, nieskładnych myślach.
Aria otworzyła drzwi z niespodziewanym rozmachem, aż Jagoda popatrzyła na nią z zaskoczeniem. Nie odpowiedziała nic, tylko zacisnęła usta w wąską kreskę i bez słowa poszła zrobić herbatę. Była wściekła i w całkowicie przeciwnym humorze do Milewicz, która wolała rozmyślać w milczeniu. A te przemyślenia nie służyły jej raczej dobrze, bo głownie przez nie popadała w swoją łzawą apatię i na jej idealnym wizerunku pojawiała się kolejna ryska. Niektórzy po prostu uważali, że jest zbyt wrażliwa na kibicowanie. A jednak.
Morendo postawiła przed nią kubek z parującym napojem. Sama zaś stanęła przy oknie i pustym wzrokiem patrzyła na mokrą, pochmurną Warszawę.
- Czuję się - powiedziała cicho, jakby niepewnie - czuję się, jakby mnie okradziono z jakiejś świętości. Taka... upokorzona. Tak. To chyba dobre słowo.
Jagoda westchnęła.
- Okradziona. Z marzeń - ni stwierdziła, ni zapytała - Ale jest jeszcze Komisja i Trybunał Arbitrażowy...
- Wierzysz w to?! - Ariana zaśmiała się gorzko - Międzynarodowe federacje kolejny raz ładują nas w dupę, a polskie media i dziennikarze twierdzą, że to dobrze, i że tak trzeba...!
Jagoda jeszcze nigdy nie widziała tak wzburzonej przyjaciółki. Włoszka odgarnęła z czoła kilka niesfornych kosmyków włosów. Na jej zazwyczaj bladej twarzy pojawił się rumieńce złości, czystej determinacji. Poza wściekła przepełniał ją wielki żal i rozgoryczenie. Cokolwiek ni chciałaby zrobić, i tak była żałośnie bezradna i mogła jedynie - wzorem innych kibiców - na portalach społecznościowych dołączać do różnych akcji, oznaczając posty mało pochlebnym dla UEFY hashtagiem.
Zacisnęła usta w wąską linię i poczuła, jak na jej dłoni zaciska się ciepła dłoń Polki. Jedynie, co mogły zrobić, to wierzyć w przychylność komisji. Tylko tyle. Aż tyle.
***
Późnym popołudniem niebo znów się zachmurzyło. Jagoda przemierzała alejki parku w ciszy. W końcu usiadła na jednej z licznych ławek. Było zaskakująco pusto jak na tę porę dnia. Zwykle spotykała tam wielu ludzi na spacerach lub wyprowadzających psy, a teraz dostrzegła tylko jednego chłopaka, siedzącego ze spuszczaną głową kilka metrów dalej.Obserwowała go przez dłuższą chwilę, nie wyglądało, by na kogoś czekał; po prostu samotnie wpatrywał się gdzieś przed siebie, jakby nieobecnie, bez celu.
Zebrał w sobie wszystkie siły przeciwko swojej nieśmiałości i powoli podeszła do niego. Nawet nie drgnął. Siadła w drugim końcu ławki i milczała. Zerknęła na niego raz czy dwa. Bawiła się swoją czerwono - biało - zieloną bransoletką i czuła, jak chłopak spogląda na nią od czasu do czasu.
- I co teraz? - zapytał cicho po angielsku. Spojrzała na niego uważniej.
Zza kaptura wystawały jasne, dobrze ułożone włosy. Sprawiał wrażenie bardzo uroczego i raczej podobnego do niej wiekiem. Ale był smutny, a w kącikach jego oczu błyszczały łzy.
- Nie wiem - odparła - Chyba trzeba walczyć dalej, chociaż to co nasze i tak już nie jest dla nas.
Przez króciutki moment, ulotną chwilkę na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale zaraz zniknął,a zastąpił go poprzedni, posępny wyraz. Z powrotem wbił przed siebie nieobecny, pusty wzrok, a ona tylko westchnęła. To bolało ją jako kibica, jako fana, a teraz miała okazję się przekonać, jak uderzyło to w tych, którzy w imię zwycięstwa poświęcili mnóstwo swojego zdrowia.
Zamilkli, ale to nie była kłopotliwa cisza, choć do przyjemnych też nie należała. Zerknął na Jagodę. Zaskoczyła go swoim podejściem do niego. bo wiedziała kim on jest, i zdawał sobie z tego sprawę.
- Ale taką cenę płaci się za miłość do klubu, i tego nie da się przeskoczyć. Jutro pewnie będzie boleć mniej - powiedziała cicho i wstała. Z nieba skapnęło kilka małych kropelek deszczu, a w oddali gdzieś zagrzmiało.
Otuliła się szczelniej bluzą i odeszła, bez słowa. Pożegnała go tylko jednym spojrzeniem.
Czuł się dziwnie, bo to spotkanie i ta rozmowa były dziwne. Ale zostawiła po sobie jakąś odrobinę ciepła, której brakowało mu tego dnia.
______________________________________________________________
Z małym opóźnieniem oddaję Wam do oceny pierwszy rozdział i mam nadzieję, że się spodoba.
I mam takie pytanie do Was. Co myślicie o jakimś lekkoatletycznym opowiadaniu? Ja nie znam żadnego i nic nie obiecuję, ale uważam, że ta dyscyplina jest trochę pokrzywdzona w opowiadaniach. Tak jak jeszcze jakiś czas temu kolarstwo. A przecież lekkoatletyka to taki piękny sport ;)
Trzymajcie się :)
Zebrał w sobie wszystkie siły przeciwko swojej nieśmiałości i powoli podeszła do niego. Nawet nie drgnął. Siadła w drugim końcu ławki i milczała. Zerknęła na niego raz czy dwa. Bawiła się swoją czerwono - biało - zieloną bransoletką i czuła, jak chłopak spogląda na nią od czasu do czasu.
- I co teraz? - zapytał cicho po angielsku. Spojrzała na niego uważniej.
Zza kaptura wystawały jasne, dobrze ułożone włosy. Sprawiał wrażenie bardzo uroczego i raczej podobnego do niej wiekiem. Ale był smutny, a w kącikach jego oczu błyszczały łzy.
- Nie wiem - odparła - Chyba trzeba walczyć dalej, chociaż to co nasze i tak już nie jest dla nas.
Przez króciutki moment, ulotną chwilkę na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale zaraz zniknął,a zastąpił go poprzedni, posępny wyraz. Z powrotem wbił przed siebie nieobecny, pusty wzrok, a ona tylko westchnęła. To bolało ją jako kibica, jako fana, a teraz miała okazję się przekonać, jak uderzyło to w tych, którzy w imię zwycięstwa poświęcili mnóstwo swojego zdrowia.
Zamilkli, ale to nie była kłopotliwa cisza, choć do przyjemnych też nie należała. Zerknął na Jagodę. Zaskoczyła go swoim podejściem do niego. bo wiedziała kim on jest, i zdawał sobie z tego sprawę.
- Ale taką cenę płaci się za miłość do klubu, i tego nie da się przeskoczyć. Jutro pewnie będzie boleć mniej - powiedziała cicho i wstała. Z nieba skapnęło kilka małych kropelek deszczu, a w oddali gdzieś zagrzmiało.
Otuliła się szczelniej bluzą i odeszła, bez słowa. Pożegnała go tylko jednym spojrzeniem.
Czuł się dziwnie, bo to spotkanie i ta rozmowa były dziwne. Ale zostawiła po sobie jakąś odrobinę ciepła, której brakowało mu tego dnia.
______________________________________________________________
Z małym opóźnieniem oddaję Wam do oceny pierwszy rozdział i mam nadzieję, że się spodoba.
I mam takie pytanie do Was. Co myślicie o jakimś lekkoatletycznym opowiadaniu? Ja nie znam żadnego i nic nie obiecuję, ale uważam, że ta dyscyplina jest trochę pokrzywdzona w opowiadaniach. Tak jak jeszcze jakiś czas temu kolarstwo. A przecież lekkoatletyka to taki piękny sport ;)
Trzymajcie się :)
Mimo, iż ideologicznie przynależę do podwórkowego wroga Legii, to jednak lubię i szanuję ten klub. Wiem, że kibice w Warszawie przeżyli to wszystko bardziej, ale mnie też bolało serce, bo każdy z nas jest kibicem polakiem.
OdpowiedzUsuńWięc to co tutaj piszesz trochę rozdrapuje rany, trochę wznawia żal, ale jest mi bardzo potrzebne. Jest pięknie napisane, estetycznie, idealnie. To przybicie po decyzji, ten przygasający stan. Jak czuli się piłkarze, jak zachowywały się media... I jest Ondrej, no bo któż mógł mieć jasne włosy? Ondrej, Ondrej, Ondrej ... jak ja go uwielbiam.
A dzisiaj jeszcze zrobił Legi zaliczkę!
Czekam na następny :)
Pozdrawiam :)
Zapomniałam ... Lekkoatletyka? Jak najbardziej! Jestem za! Na naszym podwórku jest sporo ciekawych obiektów, a nie mówiąc o innych krajach!
UsuńDziękuje, że jednak polskie zespoły nie są tak bardzo pomijane w opowiadaniach. A na lekkoatletykę czekam! :)
OdpowiedzUsuńCiężko trochę mówić o sytuacji Legii... ;c ale trzeba się cieszyć z dzisiejszej wygranej i liczyć na sukces w LE ;)
Ondrej, Ondrej, Ondrej... nie dość, że dziś strzelił bramkę, to jeszcze tu się pojawia. Jego zachowanie mnie nie dziwi. Też czasem po przegranym meczu lubię wyjść ze słuchawkami w uszach i mieć wszystkich w dupie. Ale, czym są takie wojewódkie rozgrywki w porównaniu z odpadnięciem z LM przez przepisy, prawda? No nic, czekam na nn. Pozdrawiam! ;*