poniedziałek, 19 stycznia 2015

rozdział dziesiąty: damy radę

       Świadomość prawdopodobieństwa jego transferu wyniszczała ją psychiczne. Nagle - niemal z dnia na dzień - przygasła, a jej oczy nie miały już prawie tego blasku, stały się smutne.  Nie pomagały zapewnienia, że to tylko plotki, ani rozmowy. Dusiła się.  Kiedy nocami zostawała sama ze sobą w pokoju, ciszę przerywał jej niemy krzyk, rozpaczliwe wołanie o pomoc.Przestała sobie z tym radzić.
Dlaczego właśnie on? Dlaczego żaden inny normalny chłopak nie mógł zająć jej myśli, tylko ten słowacki grajek? Śmiała się z tego, łykając gorzkie łzy zawodu. Mogła to przewidzieć. Posiadał ogromny talent, nie powinien marnować go w polskiej lidze, ona miała być tylko trampoliną do dalszych sukcesów. Szkoda, że nie przewidział, że w Warszawie pozna tą, którą chciał mieć u swego boku.
      Zrozumiał to. Nie potrzebował do tego nawet pomocy Michała. Spędził kilka wieczorów samotnie i tak naprawdę pojął, czego tak mu brakowało, za kim ostatnio tęsknił. Jednak wciąż miał w pamięci jej płacz, zupełnie nie potrafił go logicznie uzasadnić. Ani tych łez, ani zawodu w jej oczach.
***
     Przerwa reprezentacyjna miał im pomóc, tak przynajmniej myśleli. Po dobrych meczach w europejskich pucharach w tym sezonie przytrafiały im się słabe spotkania w lidze i było ich zdecydowanie zbyt dużo. Musieli to zmienić. Wyjazd na mecze reprezentacji miał mu pomóc. Czasami już sam nie wiedział, co zrobić. Jego wielkim marzeniem była gra na Anfield Road, ale równie dobrze czuł się w Stolicy. Na razie nie chciał wyjeżdżać, nie chciał zostawiać tego wszystkiego, co w Polsce miał. Pewnych rzeczy nie mógł zabrać ze sobą.
      Myślał o tym nawet w dniu debiutu. Świadomość tego siedziała z tyłu głowy i tylko co jakiś czas podszeptywała mu to, czego zdawał się nie zauważać.
Zagrał krótko, ale wiedział, że powoli spełniają się jego marzenia. Długo o nie walczył, nie osiągnął tego samym talentem. Ciężka praca pomogła mu to zdobyć.
Wracając do Warszawy, spodziewał się zastać zupełnie co innego. Zostawił ją przecież w całkowicie innym stanie. Zobaczył cień człowieka, a nie jego Jagodę. Chyba w niczym nie przypominała tej z początku listopada, jedynie tylko jej włosy, tak jak zawsze wysuwały się z koka. Nie umiał się powstrzymać, objął ją impulsywnie, mocno, jakby chciał wynagrodzić jej cały ból. Drżała. Czuł jej cierpienie, aż przez chwilę brakowało mu tchu. Nie miał pojęcia, jak długo tak stali. Wystarczająco długo, by zrozumieć, że jego tęsknota nie jest nieodwzajemniona. 
    Obiecał jej spędzić z nią resztę dnia. Wyraźnie tego potrzebowała. Długo prosił, by opowiedziała mu, co jest przyczyną tak wyraźnego załamania. Upierała się, że to niedługo minie i wszystko wróci do normy, że to tylko przejściowe. Szkoda, że nawet w to nie wierzyła. Wiedziała, że jeśli tylko on zdecyduje się wyjechać, w jej sercu zostanie pustka. Taka, której długo nikt nie będzie potrafił zapełnić.
Patrzył na nią tyle czasu, aż złamała się. Doskonale wiedział, że nie wytrzyma jego spojrzenia.
- Boję się - szepnęła nieporadnie i skuliła się. Przyciągnął ją do siebie i przytulił - Boję się, że wyjedziesz... i o mnie zapomnisz.
Parsknął śmiechem. Potargał dłonią jej włosy i całkiem poważnie, ujął jej twarzyczkę i popatrzył jej w oczy.
- Nigdzie się nie wybieram - każde słowo wypowiedział powoli, jakby szczególnie  chciał jej udowodnić, że nie ma się czym przejmować - A o tobie nie da się zapomnieć.
    Jagoda słabo uśmiechnęła się. Nie przeszkadzało jej, że właśnie łamią konwenanse, że tuli się do pozornie obcego chłopaka. Tylko, że ten obcy chłopak znaczył dla niej więcej niż wieloletni koledzy ze szkoły.
Przymknęła oczy. Senność ogarniała ją coraz bardziej, ale ciągle z nią walczyła. Nie chciała stracić ani chwili spędzonej z nim.
     Duda ostrożnie gładził kciukiem wierzch jej dłoni, tak jakby bał się, że ona zaraz to poczuje. A on tylko pragnął przy niej być. Bez zastanawiania się, kim dla niej jest.
     Popatrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek. Uśmiechnął się szczerze.
- Śpij, pewnie ostatnio mało spałaś - szepnął jej wprost do ucha. Mruknęła coś całkiem niezrozumiałego. Całą ciszę przerywały ich miarowe oddechy,poza tym nie było słychać nic, cóż za dziwne zjawisko w Warszawie.
   Wiedział, że nie może przyzwyczajać jej do swojej obecności. Nie mógł być pewien co do długości swojego pobytu w Polsce, choć nie chciał  na razie się tym przejmować. Odkładanie tego problemu na później nie skutkowało jego likwidacją, ale wolał cieszyć się z tego, co miał teraz.
    Splótł ich palce powoli, bojaźliwie, jakby jeszcze przez moment się wahał. Jagoda bez wątpienia już usnęła. Nie potrafił nie uśmiechnąć się, widząc, jak jasne kosmyki opadły na jej twarz i leciutko łaskotały ją w policzki. Najostrożniej jak umiał, odgarnął je, a ona tylko minimalnie się skrzywiła, ale nie obudził jej. Jego małe zwycięstwo.
Ta, którą trzymał w ramionach, była jego małym, osobistym zwycięstwem.
________________________________________________________________________
Wstyd mi. Po prostu mi wstyd.
Zapraszam tutaj:
rozswietlona-bliskosc
zimowa-obietnica
Trzymajcie się.

3 komentarze:

  1. Jakie to było słodkie i kochane. Jak Ondrej zdał sobie sprawę, jak bardzo bliska jest mu Jagoda, jak wiele dla niego znaczy, jak za nią tęskni i nie chce jej zostawiać. Jaka Jagoda jest bez niego bezsilna, jak zatraca w tym siebie, jak tylko przy nim czuje się dobrze. Kocham to opowiadanie i dziękuję ci za nie <3
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój styl jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Łza się w oku kręci, gdy czyta się każdy rozdział... smutna pięknoś
    pozdrawiam :-)
    N.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż się łezka w oku kręci przez te opisy i puenty na koniec rozdziału. Ondrej to robi - krzywdzi ją, choć nie chce. Cholercia jasna, brak mi słów po prostu, uwielbiam czytać Twoje blogi, a Ty zresztą wiesz o tym (:

    pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń